The cycle repeated
as explosions broke in the sky
All that I needed
was the one thing I couldn't find
Jak to jest być osobą, która nie potrafi nic zrobić
dobrze? Jak to jest być osobą, która nawet wodę potrafi przypalić? Jak to jest
być osobą, która z pomocą psychologów, nie ma chęci do życia? Jak to jest być
osobą, która potrafi wszystko spieprzyć? No właśnie, jak to jest być taką
osobą? Ja wiem, wiem, że trudno. Mimo iż widzę wokół siebie tysiące ludzi, nie
potrafię być taka jak oni. Nie potrafię być wyuzdaną ślicznotką. Ja nawet
makijażu sobie zrobić nie umiem. Psycholodzy twierdzą, że aby być normalną
trzeba godzić się z rzeczywistością. Co oni chrzanią? Przecież tak się nie da. Myślą,
że jebną jakieś swoje święte słowo i będzie wszystko w porządku? Że będzie o
jednego samobójcę mniej?
Witam w sali samobójców. Nadal jestem w szpitalu. Jak się
dowiedziałam leżę na intensywnej terapii. Nie wiem dlaczego? Pewnie dlatego, że
nie dam rady sama podnieść się z łóżka? Nie wiem co tu jest grane!! Czy ktoś mi
wyjaśni po kiego grzyba jestem tutaj? Raz udało mi się podsłuchać, że to cud,
że jeszcze żyję, że gdyby nie Andy pewnie już dawno była bym w niebie albo
raczej w piekle. Straciłam dużo krwi, a szwy na rękach pękają. To oznacza, że
świat mnie tutaj nie chce. W szpitalu jest terapia dla samobójców. Muszę na
niej siedzieć. Dostałam jakieś leki, po których mój świat ma nabrać barw. Co za
hipis je wymyślił? Czy aby świat nabrał barw trzeba tabletek? Czy może jednak
oparcia w najbliższych, pocieszenia, zrozumienia, uczuć, miłości i rozmowy?
Niestety moja matka mnie tego nie nauczyła. Nie dziwię się, że ojciec ją
porzucił. Zawsze tylko u niej w głowie była forsa, biznes i ciut Andyego. Ale
mnie nigdy w niej nie miała. To w takim razie po co istnieć? Kto by po mnie płakał?
Mam nadzieję, że uda mi się umrzeć nawet w tym cholernym łóżku szpitalnym, przy
zakładaniu nowych szwów lub braniu tabletek.
Na terapii poznałam dziewczynę Dominice. Szurnięta
dziewczyna, ale nie dziwię jej się, że tu wylądowała. Chciała się zadźgać plastikową
łyżeczką, po tym jak ojciec ją zgwałcił. Faceta zamknęli, a ona została sama.
To jest jedna z zasad ludzkich: „Nie ufaj ludziom, trzymaj się od nich z daleka,
ponieważ na każdym kroku ranią.” Zaczęłam rozmawiać z ową sobą, ale nie
zaprzyjaźniłam się z nią. Jak ona tu trafiła? Nie wiem tego.
- Chcesz odejść? – zapytała mnie nagle. Nie wiedziałam o
co chodzi. Pomyślałam, że mnie zabije. Wtedy bym miała z głowy wysilanie się na
darmo.
- Słucham? – zapytałam z lekkim, ale udawanym szokiem.
- Wiesz o co chodzi. – szepnęła do mnie siadając na białym
plastikowym krześle.
- Coś proponujesz? – zapytałam odważnie, nie bałam się.
Właśnie było mi to wszystko na rękę. Już nawet przestało mnie obchodzić czy
będzie bolało czy też nie. Liczy się to, że nie zobaczę już tego co jest tutaj.
- Trzymaj. - podała mi dwie tabletki, jakieś takie
niebieski. Silny narkotyk, nawet od jednej takiej można umrzeć. – Wiesz co to?
– zapytała. Kiwnęłam tylko głową. Wzięłam od niej to i zacisnęłam mocno je w
pięści. – Oby były tego warte. – rzekła i już chciała wstać. Niestety ja ją
zatrzymałam, a w myślach bardzo się za to karciłam.
- Czemu mi to robisz? – zapytałam. Chodzi mi o pomoc w
samobójstwie, ale chyba skojarzyła.
- Bo to życie nas nie wybiera. Jest ono niesprawiedliwe. –
powiedziała i ulotniła się.
Wyszła z „Sali Samobójców”, ja poprosiłam pielęgniarza aby
mnie odwiózł do sali. Muszę poruszać się wózkiem inwalidzkim, bo na nogach nie
ustoję, słabo mi.
We're building it up
To break it back down
We're building it up
To burn it down
We can't wait
To burn it to the ground
The colors conflicted
as the flames climbed into the clouds
I wanted to fix this
but couldn't stop from tearing it down
Gdy mężczyzna wiózł mnie do mojej sali miałam wrażenie jakby
świat poruszał się w zwolnionym tempie. Widziałam kobietę, siedziała przy łóżku
swojego syna, była zapłakana. Słyszałam oddech i bicie serc ludzi mijających
mnie. Widziałam śmierć młodej dziewczyny, młodszej ode mnie. Słyszałam jej
ostatnie tchnienie, ostatnie kołatanie serca. Aż zapiszczał aparat ukazujący
prostą zieloną linię. Zmarła. Mnie czeka to samo, chociaż nie. Ona zmarła
śmiercią naturalną, a ja... yff szkoda słów. Zamknęłam oczy na 3 sekundy, a gdy
je otworzyłam wszystko było normalne. Lekarze biegający z sali do sali, od
pacjenta do pacjenta. Pielęgniarz wprowadził mnie do sali i pomógł położyć się
na łóżku. Ja ciągle w pięści ściskałam śmierć. Wiem, że to złe i samolubne, ale
nie mam innego wyjścia. Leżąc na łóżku wymyśliłam świetny plan jak zrobić by
nikt się nie dowiedział co zamierzam. Miałam we włosy wpiętą wsuwkę, zdjęłam ją
i rozerwałam szwy na nadgarstkach, krew lekko wytrysnęła. Całe szczęście
niczego nie zaplamiła. Gdy moje ręce były już całe we krwi połknęłam tabletki,
które dała mi Dominica. Coś zakłóciło mi wykrwawianie się. Krzyki personelu
szpitala.
- Panie doktorze... Dziewczyna wyskoczyła z okna. –
wydarła się jedna kobieta na cały korytarz. Pierwsze co pomyślałam, że to mogła
być właśnie Dominica, ale nie chciałam sobie przyjąć tego do wiadomości.
Przy łóżku miałam pilot. Nacisnęłam na nim niebieski guzik
i wtem rozległ się alarm w mojej sali. Przybiegło dwóch lekarzy i dwie
pielęgniarki, gdy mnie zobaczyli miałam łzy na twarzy. Słone krople spływały mi
na rany, które cholernie bolały i piekły, to znaczy pewnie by bolały, ale nie
odczuwałam tego po tych niebieskich tabletkach. Szybko zostałam przewieziona na
salę opatrunkową. Płakałam.
-To boli. – kłamałam aby dostać zastrzyk przeciwbólowy.
Dostałam amfetaminę dożylnie i już moje oczy zaczęły stawać się ciężkie, ale
mimo wszystko trzymałam je otwarte aż w pewnym momencie zamknęły się same. Czy
ja już umarłam?
Nie wiem ile spalam, ale cholera obudziłam się.
Rozejrzałam się. Leżałam w sali znowu podłączona do wielu urządzeń. Przy moim
łóżku była Ella, dziewczyna mojego brata, nie przepadam za nią.
- Key, błagam cie, nierób tego więcej. – łza jej spłynęła
po policzku. Nie kupowałam tego. Wiele razy poznałam jaka ona jest i nie lubię
jej.
- Wyjdź. – powiedziałam osłabiona. – Wynoś się... stąd
dziwko. – wychrypiałam, tylko na tyle było mnie stać. Ona spełniła moją prośbę.
Jak tak wyszła to tylko pielęgniarka zajrzała do mnie, zmienić mi kroplówkę i
tak przez cały dzień byłam sama. Moja próba samobójcza się nie udała. Może to
był zły pomysł. Ja głupia zmarnowałam szansę na odejście. Zepsułam to co miało
być odbudowane.