wtorek, 3 grudnia 2013

Chapter 4

Do czytania włącz : Linkin Park - Lost In The Echo

You were that foundation
Never gonna be another one, no
I followed, so taken
So conditioned I could never let go
Then sorrow, then sickness
Then the shock when you flip it on me
So hollow, so vicious
So afraid I couldn't let myself see
That I could never be held
Back or up, no, I hold myself
Check the rep, yep you know mine well
Forget the rest, let them know my hell
There and back, yet my soul ain't sell
Keep respect up, the best they fell
Let the the rest be the tale they tell
That I was there


         Granica między rzeczywistością a snem jest cienka, można ją przekroczyć w każdej chwili. Cokolwiek się śni nie jest i nigdy nie będzie przypadkowe. To kryje się we wnętrzu człowieka. Myśli, wspomnienia, marzenia, wszystko można zobaczyć usłyszeć, a co najważniejsze zrozumieć.   
         Ludzie nie doceniają co mają pędzą jak opętani nie rozglądając się. Zapominają o tym co mieli, że byli dla innych ważni, że znaczyli dla innych osób więcej niż cokolwiek. Byli oparciem. Drugiego już nie będzie, łatwo jest się przywiązać, ale odejść z głową podniesioną do góry jest nierealne. 
         Szczęście, radość, wszystko co miłe zanika, przestaje się liczyć. Zabierają z sobą chęci i wiarę. Nadchodzi smutek, ból, ciemność, strach.Mała dziewczynka pośród lasu, którą dzikie zwierzęta próbują zwieść z drogi. Uda im się, jesteśmy sami, sami jak palec. Myśli uciekają, pustka.., już nie da się troszczyć, a zwłaszcza o mnie.  
         Byłam sama w pustym pokoju, okna zasłonięte by słońce nie mogły dostać się do pomieszczenia. Pościel zwinięta na łóżku, zwiędłe kwiaty w wazonie i malutki piesek leżący na stercie ubrań. Cztery dni siedzę w pokoju i nie wychodzę do świata. Andy zapomniał o mnie, Ella jakoś się stara co średnio jej wychodzi. Czy wszystko jest aż takie żałosne. Depresja, jestem świadoma swojego stanu psychicznego. To jest piekło, gorsze niż w szpitalu psychiatrycznym, jestem zdana tylko na siebie. Co chwila do mojego brata wpadają znajomi, jestem zdruzgotana. Płaczę dniami i nocami, chcąc żyć normalnie. Tylko jest jeden problem. Ja. Przeszkadzam im świętować, pić. 
        Wstałam powoli z łóżka, postanowiłam "odżyć". Otworzyłam drzwi do łazienki, ustałam przed lustrem i to co zobaczyłam mnie przestraszyło. Nawet jak byłam "w białym pokoju" tak nie wyglądałam.  Uklepałam włosy ręką, zdjęłam z siebie ubrania i przyjrzałam się - siniaki i rany po igłach. Miałam to gdzieś. Weszłam pod prysznic odkręciłam ciepłą wodę. Oparłam się o zimne kafelki. Ogarnęła mnie euforia, ciepła woda, czyste ręczniki, pachnące mydła, zele a nawet szamponu. Od dawna tego nie czułam, dziwne  -stan w którym się znalazłam. Cieszyłam się nawet z tego że mam brzydkie, tłuste włosy w strąkach. 
        Wzięłam myjkę do ręki, nalałam na nią troszeczkę żelu do kąpieli. Cudowne uczucie. Zmywanie z siebie wszystkich ostatnich doznań, po części czułam jak mój umysł się oczyszcza, ale jednak wspomnienia i obrazy nadal pozostawały. Cieszyłam się jak dziecko. Nigdy tak się nie zachowywałam, na prawdę.
Po kąpieli wytarłam się i ubrałam niebieski szlafrok, pachniał nowością. Ella pewnie mi go kupiła. 
        Wychodząc z łazienki zerknęłam przelotnie w lustro. To nadal byłam ja, siniaki, blizny, ślady życia widniały na mnie. Ale jedna... wierzyłam że jestem inna, przynajmniej chciałam w to uwierzyć. Wiara czyni cuda, trzeba wierzyć. Lecz przychodzą chwile kiedy to już nie ma znaczenia. Tak jak teraz. 
        Siedząc w domu nie mogę być normalną, ale nawet nie będę próbować. Ja tu nie pasuję. Kiedyś, w dzieciństwie byłam jak zaczarowana, Andy był wszystkim, nie potrafiłam tego odpuścić. Jednak... można Czasy się zmieniły. Jestem jedną z wielu które doznały odrazy, obrzydzenia, smutku, zawiści! Nie mogę powiedzieć, że nie interesuje mnie zdanie innych osób, tych lepszych. Tak nie jest. Ale Ella postawiła mi jeden cel. Być. Żyć. Pokazać jakie piekło przeżyłam. Pokazać, że mimo wszystko potrafię.... Pytanie... Co ja potrafię? Nie odnalazłam jeszcze punktu który rozświetlił by "Salę Samobójców" jednak jestem gotowa teraz.
        Jestem nadzorowana, w domu są poukrywane kamery, brat z dziewczyną w pracy "niby". Mam dzisiaj wyjść na dwór, poczuć promienie słoneczne. 
        Ubrałam leginsy, czarne i biały sweter. Andrew musiał się o mnie martwić jedyne co mam czarne to spodnie i bielizna. Nie wierzę. Oni chcę chyba wywołać we mnie depresję. Nie zamierzałam odsłaniać  pokoju. Ubrana zeszłam na dół na ścianach wisiały zdjęcia, oraz co mnie zdziwiło... puste ramy. Nie wiem czemu były czyste powinny być zapełnione zdjęciami. Nie oglądałam domu, miałam to kompletnie gdzieś. Po prostu wyszłam. Ustałam na schodkach przed domem. Słońce mnie paliło. Ale obiecałam dam sobie 10 minut. Zdążę spalić 2 papierosy. 
        Wiem gdzie Ella ukrywała fajki przed moim bratem, ona nie znosi palenia, a on twierdzi że tylko idzie wynieść śmieci. Pewnego razu znalazła je i schowała pod doniczką. Wyjęłam jeden i odpaliłam, usiadłam opierając się o poręcz plecami. Od sąsiadów na przeciwko słychać było krzyki zabawy. Widziałam różne postacie ganiające za piłką i dziewczyny gadające o czymś. Nie będę taka, to nie mój świat jestem inna, i jestem tego świadoma. 
         Często bywałam zamyślona zapominając o świecie który mnie otaczał, mój piesek siedział obok mnie i szczekał. Mimo iż nie chciałam musiałam sprawdzić co się dzieje. Ktoś szedł w moją stronę. Wystraszyłam się. Mimo iż owy osobnik wyglądał znajomo, nie wiedziałam kim był. Podszedł i zabrał z moich rąk papierosa. Patrzyłam na swoje kolana, on się przysiadł. 
- Hej, pamiętasz mnie? - zapytał głos znajomy. Ale nie pamiętałam go, głaskał mojego pieska. - Jestem Daren. Wolontariusz ze szpitala. Mama kazała ci powiedzieć byś tyle nie paliła. Wiem ze to jeden, ona obserwuje cie. Ma oko jak FBI. 
- Może już pójdziesz? - odezwałam się nie śmiało. Wiedziałam ze przez niego wpakuję się w jakieś kłopoty, a on razem ze mną. Jestem pewna że nie jest mi dane żyć normalnie. W mojej rodzinie nikt nie jest normalny. 
- A ty będziesz się nad sobą użalać? - chamski ton jego głosu był dołujący.
- Wiesz czemu tu jestem? - zapytałam ostrzej. Zdziwiło mnie to co potrafiłam stałam się wybuchowa. Czy takie są normalne nastolatki? - Przeszłam wiele, ale nie zaprzedałam swojej duszy nikomu. Pozwolę aby reszta była opowieścią. Nie będę się mieszać. 
- Skąd ty jesteś? - zapytał, ale odpowiedziała mu cisza, nie chcę rozmawiać. Tak będzie lepiej. - Sąsiedzi o tobie gadają, siostra Ciebie obgaduje. Chcę ci powiedzieć jedno ale musisz się w to wsłuchać - złapał mnie za rękę. - Teraz chcesz być Tam. Będąc Tam będziesz chciała być Tu. Stamtąd nie ma drogi powrotnej chyba już o tym wiesz prawda? - zaniemówiłam.
- Gadasz jak Andy - tylko tyle potrafiłam powiedzieć, nie miałam na nic ochoty. Chciałam wstać ale on nie chciał mnie puścić. Szarpnęłam się. Ciut za mocno, rozcięłam sobie rękę (delikatnie) o jego bransoletkę. Puścił mnie. - Nie wyglądasz na głupiego, wiec trzymaj się z daleka ode mnie. Wyświadczysz każdemu przysługę. Ty dobrze znasz moją reputację. Wesz, że każde słowo ginie w echu, nikt go nie odczyta nie zostanie na długo zapamiętane. Nie zmienisz tego. Wiem, kłamiesz to po tobie widać, ukrywasz sporo, ale nie jestem blondynką. Takie kity wciskaj matce, siostrze kumplom sąsiadom i innym ale nie mi. Wiem więcej niż jesteś  w stanie to pojąć.Nie można mnie rozpracować, nie można sklonować. Zapamiętaj, mogę być wszędzie. Ale nie mam sił, byłam na dnie, nadal jestem ale trzeba się podnieść. Zataczam koło. Ty tez je zataczasz. Pomyśl o tym jeśli mnie rozumiesz.
        Spojrzałam ostatni raz na chłopaka i zawołałam swojego szczeniaczka, weszłam do domu nie chciałam być teraz oglądaną. Zachowałam się jak idiotka, ale my nie jesteśmy normalną rodziną. Jak każdy mamy tajemnice, których ja nie poznałam ale odkrywam staram się. Dziś dużo się dowiedziałam. Miotają ma emocje. Mam ochotę płakać, skakać, krzyczeć, śmiać się i walić w drzwi tego chłopaka, on wie dużo więcej o tym w czym ugrzęzłam 100 lat temu, w poprzednim życiu i kręcę się w koło.  
      Zostałam skreślona, ale powróciłam chwilowo. Od jutra znów będzie tak samo. Monotonność. 


         

czwartek, 7 lutego 2013

Chapter 3




I'm dying to catch my breath
Why don't I ever learn?
I've lost all my trust
Though I've surely tried to turn it around

Can you still see the heart of me?
All my agony fades away
When you hold me in your embrace

Czułam, że leżę na niewygodnym łóżku, na zbyt miękkiej poduszce, może to trumna. Tego mi było trzeba, umieram by złapać oddech. Przez moje uszy przelatywało kilka dźwięków, jakiegoś starszego pana i Elli, oraz osób których nie rozpoznam. Słyszałam pikanie maszyn, chciałam otworzyć oczy sprawdzić czy nadal tu żyję, ale nie dawałam rady. Chyba umarłam. To musiała być trumna. Już od dzieciństwa była trupem, teraz moja wola się wypełniła. Zasłużyłam na to, byłam złym dzieckiem, prawie nigdy nie dostałam prezentu, nawet na święta. Bo urodzin nie obchodziłam. Zrobiło mi się szkoda. Chciałam jeszcze kiedyś poczuć te ciepłe promienie na swojej skórze, ale zbyt dużo mi się przytrafiło będąc tu w psychiatryku. Ten obskurny spocony grubas, który był moim przełożonym.. on mnie zgwałcił. Na całym ciele mam siniaki, myślę, że to się już wydało, a przynajmniej chciałam aby tak się stało. Trudno mi się z tym pogodzić. Chciałam powiedzieć coś, ale usta moje były nieruchome, słyszałam sporo. Czy tak właśnie czują się martwi? "Andy! Gdzie jesteś?" powtarzałam w myślach. Ostatni raz wykrzyczałam to mając 7 lat, kiedy spadłam z roweru. Ciągle mając przed oczami ciemność postanowiłam się rozluźnić i zasnąć. "Sen jest dobry" powtarzałam sobie w myślach. "Key, jesteś dobrą, małą i piękną dziewczynką, nie pozwól aby ktoś, lub coś zepsuło ci życie. Jesteś kluczem, kluczem do szczęścia" - usłyszałam to zdanie i miała deja vu, słyszałam je gdzieś, ten głos to musiał być mój ojciec. Mam nadzieję, że to on. Właśnie przed oczami pojawiły mi się obrazy, jakby ktoś stał obok mnie, a ja byłam dzieckiem. Czy ja to sobie przypominam? Czy świat się ze mną drażni? Przy nim byłam spokojna, to mój tatuś. Tatuś, którego nie widziałam od bardzo dawna. "Chrzań się chłopie!" krzyknęłam i zaczęłam kaszleć, było mi duszno, coś w moim gardle przeszkadzało mi oddychać, czułam na sobie jakieś kabelki, byłam bezsilna i przestraszona, byłam sobą!
Zasnęłam...
Po chwili poczułam czyjąś dłoń, kobiecą dłoń. Próbowałam otworzyć oczy sprawdzićœ co się dzieje, ale nadal było ciemno, żadnych obrazów i wspomnień. Nic, zero. Ale mogłam poruszać palcami, czułam szczęście. Nie martwiło mnie to co spało się w "białym budynku", przykrości, które mnie spotkały, dziękowałam Bogu, że jeszcze mogę tu być, ale znając mnie to nie potrwa długo. Poczułam się senna, odpływałam. Czułam, że jestem niesiona przez wodę morską, czułam jak unoszę się na falach, aż nagle fala mnie zalała. To musiało się stać, było zbyt pięknie. Zaczęłam kaszleć i jakoś samo oczy mi się otworzyły. Białe światło strasznie mnie oślepiało, nie mogłam ruszyć się, wszystko bolało. Nagle oślepiające światło zgasło i mogłam spokojnie dostrzec sylwetkę człowieka, jakiegoś chłopaka. Przyglądał się mojej karcie. Przyglądałam mu się, on wydawał się znudzony, co miałabym zrobić, każdy by nudził się patrzeniem na dziewczynę wyglądającą jak trup.
- Jak się czujesz? - zapytał wyrywając mnie z zamyślenia.
- Pić. - powiedziałam. Chłopak zerwał się z krzesła podszedł do szafki i pomógł mi napić się wody.
- Jestem Daren. - rzekł i uścisnął moją rękę, oczywiście nadal nie mogłam nią ruszyć. Ja się boję, gdzie jest Ella i Andy? - Ładna jesteś, wiesz? - podniosłam lekko brew, miałam ochotę pojechać go wzrokiem, ale doszłam do wniosku, że lepiej nie, bo i tak już kręci mi się w głowie. - Masz taką latynoską urodę. - z mojej strony nie było żadnej odpowiedzi. - Moja mama jest lekarzem, dostałem szlaban i jestem wolontariuszem w szpitalu. Nie bój się ok.? - kiwnęłam głową.  Spać mi się chciało, on chyba to widział, bo zasunął zasłony w oknie, przez które wpadały promienie słoneczne. - Śpij. - powiedział. No spoko i tak bym spała.

Don't tear me down for all I need
Make my heart a better place
Give me something I can believe
Don't tear me down
You've opened the door now, don't let it close

Nie pamiętam swojego snu, wiem tylko, że się bałam, nadal się boję. Chciałabym aby ktoś uczynił moje serce lepszym miejscem, nadszedł czas na zmiany. Zmiany czasem są dobre, zawsze chciałam aby było dobrze. Obudziłam się w środku nocy, w pokoju nie byłam sama, obok mnie na krześle siedział ktoś. Zakaszlałam kilka razy, on się podniósł sprawdzając co się dzieje. To nie był ten chłopak, tylko mój brat.
- Key - wyszeptał i pogładził mnie po włosach. Tak mi jego brakowało, będę musiała podziękować Elli, gdyby nie ona, nie wiadomo co by się ze mną stało.
- Daj mi coś, w co mogę uwierzyć. - powiedziałam cicho, ale zrozumiał mnie. Siedział i patrzył mi się w oczy nie wiedząc o co mi chodzi. - Chce pieska. - rzekłam.
- W domu czeka na ciebie Patch. - powiedział uśmiechając się. - Rasa beagle. - wyjął telefon i pokazał mi jego zdjęcie.
- Słodki. - powiedziałam i pierwszy raz od bardzo dawna uśmiechnęłam się.
- Wiem siostrzyczko, a teraz śpij mała, jak jutro wyniki badań będą dobre, zabiorę cię do domu. - powiedział.
- Otworzyłeś właśnie drzwi, nie pozwól im się zamknąć. - powiedziałam, myśląc nad sensem tego.
- Będę obok, będzie dobrze. Tego skurwiela aresztowano, nie wyjdzie z więzienia przez najbliższe 6 lat.
- Boję się. - powiedziałam ze łzami w oczach.
- Nie bój się, będzie dobrze. - powiedział i przytulił mnie do siebie.
- Nie odtrącaj mnie.
- Nigdy tego nie zrobię, zawsze będę obok, a czasem jak bym zawiódł lub bym nie mógł wpaść jest jeszcze Ella. - wziął głęboki oddech. - Wiem, że za nią nie przepadasz, ale nie jest taka zła. Jak się dowiedziała co ten facet ci zrobił, trzeba było ją trzymać. bo by chyba zabiła go.
- Mogła to zrobić...
- I tak zgnije w pudle, postaram się o to. - obiecał mi. - A teraz śpij, sen dobrze ci zrobi. - posłuchałam się, zamknęłam oczy.
Znowu czułam jak się unoszę na wodzie, ale to była spokojna woda, tego mi brakowało. Szczęście, czy zaznam prawdziwe je czy będę musiała znowu żyć w strachu? Chcę być silna.