czwartek, 20 września 2012

Prologue


I'm tired of being what you want me to be
Feeling so faithless
Lost under the surface
I don't know what you're expecting of me
Put under the pressure
Of walking in your shoes.

Człowiek jest niczym w tak dużym świecie. Codziennie umierają tysiące, a nawet miliardy osób. Tylko kogo to obchodzi? Jesteśmy tak współcześnie zacofani, że nie zauważamy najważniejszych wartości w życiu. Mówi się: „Nie masz pieniędzy, nie masz niczego.” Jednak są ludzie, którzy nie mają grosza przy duszy, a są szczęśliwi.
Czasem żałujemy swoich czynów, a ten żal trwa niecałe pół minuty, potem zapominamy o tym co było i interesuje nas tylko co będzie. Nawet teraźniejszość zostawiamy do chrzanu. Ja stałam się odludkiem na tym świecie. Nie ma osoby, która by powiedziała mi: ”Nie martw się, będzie dobrze.” Nawet własnych rodziców nie obchodzę. Jestem zmęczona byciem kimś innym. Mam dość pokazywania tego sztucznego uśmiechu i innych dupereli. Dlatego postanowiłam skończyć sama ze sobą. Co jakiś czas zaczęłam naznaczać swoje ciało. Tnę się. Może i to w niczym nie pomaga, ale chociaż na chwilę mogę wyrwać się z rzeczywistości. Bólu nie czuję, ulgi też nie, bo za chwilę przypominam sobie, że jestem pozbawiona wiary w cokolwiek. Dużo ludzi mówi, że egoiści i masochiści tylko robią sobie krzywdę. Niestety, ja nie jestem egoistką, ani masochistką. Jestem dziewczyną, która przeszła już sporo będąc w tak młodym wieku. Jestem Key – jak klucz. Nienawidzę tego imienia, zawsze byłam wyśmiewana przez osoby z mojego otoczenia. Ludzie, których uważałam za przyjaciół są teraz... hmmm.. moimi wrogami. Wyśmiewają mnie. To wszystko przez tę modę, aby zakładać jebane elity. Nie mam nikogo z kim mogę porozmawiać, wyżalić się. Piszę pamiętnik, w nim mam wszystko. To on stał się moim przyjacielem. Mu mogę powierzyć wszystko, zawsze mam go przy sobie. Siedząc sama w domu często zastanawiałam się jak to jest odejść stąd. Co jest tam po drugiej stronie. Raz powiedziałam starszemu bratu o tym, że chce być tam, w krainie mlekiem i miodem płynącej, jak inni potocznie zwą niebem.
On mi odpowiedział: „Będąc tu nie wiesz co dzieje się tam. Będąc tam będziesz chciała być tu. Stamtąd nie ma drogi powrotnej. Dobrze o tym wiesz.”
Wiedziałam, że mnie nie zrozumie. Dla niego pewnie jestem kompletnym zerem. Tak jak dla całej głupawej reszty.
- Key! Jesteś? - usłyszałam głos rodzicielki, roznoszący się po cichym mieszkaniu.
- Jestem. - odkrzyknęłam jej. Chociaż chciałam siedzieć cicho, nie mogłam.
- Obiad. - zawołała. Tym razem nie powiedziałam nic. Postanowiłam, że nie zejdę do niej do kuchni. Dobrze wie, że nie lubię jeść. Jestem wystarczająco gruba i nie chcę wpychać w siebie więcej kalorii. Chociaż wiem, że mojej matce nie wolno się sprzeciwiać, bo ona i tak postawi na swoim i żarcie przyniesie mi tu.
No nic... Postanawiam sobie, że do studniówki będę chuda, mimo że studniówkę mam dopiero za rok. Ale jest wyjście, że z niej zwieję. U nas w szkole każdy musi się na niej pojawić, nie ważne czy ma partnera czy też nie. Ja nie chcę tam iść, nie zniosę już więcej bycia pośmiewiskiem każdego. Czemu na tej planecie jest tyle chamów?
- Zjedz. - powiedziała kobieta wchodząc do mojego pokoju i zostawiając mi na biurku talerz ze spaghetti. Fuj nie lubię makaronu.
- Nie jestem głodna. - powiedziałam chłodno.
- Jak oceny? - zapytała. Tak ją tylko oceny interesują. Nie wiem nawet czemu. Zamiast jak cywilizowany człowiek zapytać. Jak w szkole, ona oceny. Zajebcie mnie, proszę!
- Czego ty ode mnie oczekujesz? - zapytałam próbując nawiązać z nią kontakt wzrokowy. Ale nie udawało mi się. W jej oczach jest coś co mnie do niej obrzydza. Nigdy nie zachowała się jak matka, jestem bardzo zraniona, a ona tego nie widzi.
- Słucham? - zapytała nadstawiając ucho.
- Słyszałaś. - syknęłam groźnie. Krew we mnie wrzała, w każdej chwili byłam w stanie coś sobie zrobić aby zakończyć swój żywot.
- Wyrażaj się. - powiedziała bez żadnego uczucia.
- Bo co? - spytałam wściekła. - Przecież i tak jestem ci obojętna. Przez ciebie i wszystko inne czuję się pozbawiona wiary. Jestem jak mała dziewczynka zagubiona w wielkim lesie. Stawiacie mnie pod presją. Ja już nie potrafię normalnie żyć, sypiać, jeść a nawet oddychać. Bo wiem, że gdzie nie pójdę będzie ból i upokorzenie. Ja nie wytrzymuję słyszysz! - podniosłam głos. Wstałam z podłogi, na której siedziałam i wyszłam.
Przechadzając się ruchliwymi ulicami miasta widziałam dużo uczuć. Uczuć, których smaku nie poczuję nigdy. Na przykład nigdy nie przytulę się do osoby, która będzie znaczyć dla mnie wszystko, nigdy nie poczuję dotyku dłoni mężczyzny na swojej, nigdy nie pokocham. Nie potrafię kochać. Nikt mnie tego nie nauczył, również nigdy nie doznałam miłości. Każdy krok, który stawiam to kolejny błąd. Może więc zasnę i już nigdy się nie obudzę?

I've
Become so numb
I can't feel you there
I've become so tired
So much more aware
I'm becoming this
All I want to do
Is be more like me
And be less like you

And I know
I may end up failing too
But I know
You were just like me
With someone disappointed in yo

Będąc już na miejscu, w którym leczę wszystkie moje rany i złości, chyba pierwszy raz nie zauważyłam magii jaką ono niesie. Zawsze wydawało mi się takie... inne... pełne uroku, tajemnicze. Dziś po prostu to wszystko znikło. Co ze mną jest nie tak? Czy nie mogę być normalna? Matka często chciała abym była jak ona, lecz ja nie potrafię żyć czyimś życiem, z resztą swoim też nie. Jestem zmęczona, ale przez to stałam się bardziej świadoma, ale wiele rzeczy nie rozumiem. Nie czuję nikogo przy mnie, nawet mój własny anioł stróż mnie opuścił. Gdyby był przy mnie, broniłby mnie od wszystkiego. Jednak go tu nie ma. Zostałam sama.
Podeszłam do mostku, na którym przesiaduję godzinami. Usiadłam na nim, nogi spuściłam w dół, tak że moje buty już dotykały wody. Jesień dała się we znaki ludziom. Ciągłe krople deszczu spadające na głowy. Liście spadające. Jedynie co teraz mogłam zobaczyć to tylko bawiące się dzieci i szczęśliwie zakochanych. Czemu ja taka nie jestem? Może ja po prostu śnię? Uszczypnij mnie ktoś.
Zamknęłam oczy na kilka sekund. Nie myślałam o niczym, chciałam się obudzić. Lecz to okazało się brutalną rzeczywistością. Postanowiłam działać pod wpływem impulsu, w tym momencie byłam pewna co zrobić mam. Na szyi noszę żyletkę zawieszoną na łańcuszku. Może i już się trochę stępiła, ale żyły może jeszcze przeciąć. Wzięłam ją do ręki i nie czekając na nic przejechałam kilka razy po nadgarstkach. Krew mocno trysnęła, ale mnie już to nie obchodziło. Stałam się obojętna. Stałam się rozczarowaniem, wszystkich zawiodłam.

Can't you see that you're smothering me
Holding too tightly
Afraid to lose control
Cause everything that you thought I would be
Has fallen apart right in front of you.

Śniłam o lepszym świecie. Świecie, w którym byłam tylko ja. Choć nie trwało to długo. Wybudziłam się, a tak bardzo chciałam odejść. Jednak nie potrafiłam otworzyć oczu. Mogłam, ale nie potrafiłam. Za bardzo bałam się tego co zobaczę. Lecz trzeba stawić czoło temu, aby następnym razem móc zrobić to lepiej. Powoli otworzyłam oczy, widok miałam rozmazany. W pobliżu mnie zauważyłam znajomą postać... Andy – mój brat.
- Budzi się! – usłyszałam krzyk.
W tej że chwili obok zaczęły pojawiać się inne osoby. Zadawali mi dziwne pytania, rozmawiali sami ze sobą. Kompletnie nie wiedziałam co się dzieje. Rozejrzałam się i zobaczyłam, że jestem podczepiona do jakiś hałasujących urządzeń. Szpital. Ale dlaczego? Ja tego nie chciałam. Tak teraz mój anioł stróż się pojawił. Gdzie do jasnej cholery był dotychczas? Lekarze zaczęli stawiać mi jakąś diagnozę, ale nie miałam sił by się odezwać. Gdy już pogadali sobie i wyszli z sali, został mój brat i osoba, która sprawia mi cierpienie każdym swoim gestem, słowem, a nawet obecnością – moja matka. Zaczęłam się najzwyczajniej w świecie bać się jej reakcji, nigdy nie widziała mnie we krwi. Teraz też nie powinna. Andy wyprowadził ją z sali. Dobrze, że pokój, w którym leżę obecnie ma okna na korytarz. Mogłam widzieć, a nawet słyczeć ich.
- Czy nie zauważasz, że ją dusisz trzymając zbyt ciasno w obawie, że stracisz kontrolę, bo wszystko o czym myślałaś, że będzie rozpadło się na twoich oczach. - wypowiedział to stanowczo i bardzo poważnie. Matka jak gdyby nigdy nic usunęła się z zakresu mojej widoczności. Został tylko on. Ten, który dziś po raz pierwszy zainteresował się mną. - Wrócisz ze mną. - powiedział wchodząc do mnie. - Wyjedziemy jak tylko opuścisz szpital. - to mi może i pomogło. Chcę wiedzieć jak jest gdzieś poza krajem, w którym mieszkam.



Jest prolog. Nowa historia ma już swój początek.
Chcemy znać wasze szczere opinie, nawet te negatywne. Nie obawiamy się uzasadnionej krytyki.
To na razie tyle. Pozdrawiamy.


4 komentarze:

  1. Jejku jakie piękne to jest masz śliczny styl pisania wiesz???
    Smutne to jest bardzo, lubię takie. Biedna dziewczyna :(
    Zapraszam do siebie i liczę na komentarz http://sherlitta.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń