(Do
czytania włącz http://www.youtube.com/watch?v=Gd9OhYroLN0&feature=player_embedded
)
Crawling in my skin
These wounds, they will not heal
Fear is how I fall
Confusing what is real
There's something inside me that
pulls beneath the surface
Consuming, confusing
This lack of self control I fear
is never ending
Controlling, I can't seem
Jestem kompletnym wrakiem żyjącego człowieka. Tak każdy do
mnie mówi. Ale oni mylą się. Czy kiedykolwiek widzieli wrak człowieka? Nie
sądzę, ponieważ ja też nie widziałam. Kiedy ostatnia nadzieja zawodzi, nic nie
ma znaczenia, uśmiercanie samego siebie staję się nawykiem. Stała kontrola mnie
niszczy, ale czy jestem kontrolowana? Dużo wokół się dzieje, wręcz za dużo. Czas
biegnie nieubłaganie, a ja stoję w miejscu. Każdy jest kowalem własnego losu,
ale mój młot opadł dawno temu. Nie potrafię zmienić marzeń w siły. Czasem mam
ochotę wyrwać się i iść na mostek, który prowadzi do innego świata. Chociaż
wiem, że on nie istnieje to warto o tym pomyśleć, przynajmniej wtedy wiem, że
na jakąś chwilę jestem dzielna, odważna. Szybko to mija, nie potrafię żyć
marzeniami.
Zostałam zamknięta w szpitalu psychiatrycznym w całkiem
obcym mi kraju, w Irlandii. Tu mieszka Andy z Ellą. To na ich życzenie zostałam
tu zakwaterowana. Czemu oni mi to robią? Nie widzą, że przez to jeszcze
bardziej zatracam się w cierpieniu? Staję się bezgłośna, staję się nikim. Raz
ktoś powiedział, że chciałby być w mojej skórze. Czołganie się w mojej skórze
nie jest mile, czuję się uwięziona, jakbym była w obozie jeńców. A do tego
dochodzą rękoczyny. Osoby pracujące tu są straszni. Wyżywają się na tych
słabszych, biją, a nawet zagaszają na nich papierosy. Czy tak ma wyglądać
uwolnienie od złego? Co się tu
porobiło? Moje siniaki na rękach oraz
nowe blizny po żyletkach i nożach są ukryte i nikt ich nie widzi, ale każda z
nich ma swoją historię i nie jest ona krótka.
Od tygodnia nie miałam kontaktu z bratem. Nie odzywa się
do mnie. Chciałabym wrócić, wrócić do domu. Mimo że życie tam sprawia wiele
cierpień, to życie tu wcale nie jest prostsze. Odebrano mi telefon komórkowy,
szczęśliwą bransoletkę i mój naszyjnik z żyletką. Zostałam bez niczego, a w
sali jest zimno jak cholera. Siedzę zamknięta na kilka spustów i nie mogę
nigdzie wyjść. Mam dość, dość wszystkiego. Ja tak nie chcę!
- Wizyta! – ktoś wydarł się wchodząc do mojego pokoju.
Momentalnie wstałam z łóżka ciekawa kto przyszedł. Ową osobą była mojA przyszła
bratowa.
- Key. – wyszeptała. Widziałam w jej oczach strach i łzy.
I dobrze, że się bała. To przez nią jestem zamknięta w izolatce. – Może pan już
sobie iść. – zwróciła się do wielkiego grubasa, który ją wprowadził. On z
niechęcią wyszedł.
- Co chcesz? – zapytałam zgryźliwie i opadłam na łóżko.
Ona usiadła obok mnie.
- Przyszłam zobaczyć jak się czujesz. – powiedziała cicho
nadal ze strachem.
- A gdzie jest Andy? Przyszedł z tobą? – zapytałam
rozglądając się dookoła chociaż wiedziałam, że go tu nie ma.
- Nie ma go, jakiś zespół przygotowuje się do koncertu, a
on jest odpowiedzialny aby poszło wszystko zgodnie z planem. Wiesz sama jaki
jest napalony informatyk. – powiedziała i zaśmiała się, ja siedziałam bez
żadnego wyrazu twarzy.
- On nie jest informatykiem. – powiedziałam pewnie.
- No nie jest, ale zna się na tym całym oświetleniu i jaki
kabelek gdzie podłączyć aby na telebimach był odpowiedni obraz. –
odpowiedziała, ok. ta panna durna jest czy co?
- Aha ok. – powiedziałam.
- Mam coś dla ciebie – powiedziała i wyjęła z torebki
mojego ipoda. – Pomyślałam, że przyda ci się. Może będziesz chciała posłuchać
muzyki.
- Tak, dzięki. – powiedziałam i wzięłam od niej
urządzenie. Szybko schowałam je pod poduszkę. Ale niestety rękaw od mojej
białej bluzki podwinął się i ukazał się wielki fioletowo zielony siniak.
- Co to się? – zapytała dziewczyna łapiąc mnie delikatnie
za rękę. Nie miałam siły by się wyrwać. Kto wie czy ręki bym sobie nie
połamała. – Kto ci to zrobił? – spytała wystraszona bardziej niż była. Nie
odpowiedziałam. - Bardzo boli? – spytała.
A z mojej strony nadal brak odpowiedzi. – Wiem co czujesz, moje dzieciństwo też
było nie za ciekawe. Tak jak chyba każdego normalnego nastolatka. Ale to nie
powód żeby robić sobie krzywdę
- Zamknij się. – syknęłam. – Nie wiesz co mówisz. Jak bez
powodu sobie krzywdy nie robię. Jest wewnątrz mnie coś, co mnie zabija, wciąga
pod powierzchnią świata. To wszystko, ta samokontrola albo jej brak wprawia w
zakłopotanie. Te białe ściany ten chłód, ta przemoc! Ciesz się, że to nie ty
jesteś na moim miejscu, bo byś już dawno życie sobie odebrała. – powiedziałam
ze złością. A ona najzwyczajniej w świecie popłakała się, a zaraz potem ja. –
Zabierz mnie stąd. – wychlipałam. Wtuliłam się w nią, ale to nie znaczy, że ją
lubię, bo nadal jest dla mnie nikim, ale
jej ocena poszła w górę, za to że do mnie przyszła.
- Nie martw się, a co aż tak źle? – powiedziała. Odlepiłam
się od niej i tempo się w nią wpatrywałam. – Spróbuję cię stąd wypisać. -
powiedziała wstając. Wyszła sobie.
Discomfort, endlessly has pulled itself upon me
Distracting, reacting
Against my will I stand beside my own reflection
It's haunting
how I can't seem...
To find myself again
My walls are closing in
(Without a sense of confidence
I’m convinced that there’s just
too much pressure to take)
I've felt this way before
So insecure
Zostałam sama w białym pokoju. Weszłam do łazienki. Wisiało
w niej plastikowe lustro. Spojrzałam w nie i widziała pustkę, stałam
naprzeciwko swojego odbicia zatapiając się w żalu. Czułam straszny dyskomfort.
Miałam wrażenia, że ściany zbliżają się do siebie, że zaraz zostanę zgnieciona.
Lecz nie miałam siły by uciec. Stałam na środku patrząc w swoje przerażające
odbicie. Smutną twarz i ciemne w strąkach włosy. Życie ze mnie ulatywało albo
raczej ulatuje nadal. Straciłam pewność siebie, straciłam poczucie
bezpieczeństwa, straciłam wiarę w to że jeszcze kiedyś będę mogła żyć
normalnie. Może właśnie tak powinnam skończyć, zgnieciona przez ściany. One są
bliżej, coraz bliżej aż nagle....
Ciemność.